Dziś jest rocznica mojej podróży życiowej. Dokładnie rok temu dzisiaj 20 września do Santiago wjechaliśmy prawie 800 kilometrów i 30 dni czas trudny do opisania... Tekst napisałam kilka miesięcy po Camino, a tutaj powtarzam go dzisiaj w naszą wielką rocznicę. Traktuję tę rocznicę jako moje nowe urodziny, ponieważ po Camino moje życie potoczyło się nową drogą. I tak powstał ten portal, więc to Camino jest jego początkiem portalu Tourist Stories.
Z uczuciem wielkiej nostalgii i chęcią rozpoczęcia Camino od nowa, daję Ci to ponownie blog. To ciekawe, jak Dorian, mój syn, który przeszedł swoje pierwsze Camino w wieku piętnastu lat, czuje to samo, jak mówi o swoim pierwszym Camino, a także Vera, która zawsze twierdziła, że przejdzie je wszystkie i planuje Via Adriatica pomimo stwardnienia rozsianego. Korona pokrzyżowała nam plany i mieliśmy tam być Camino Primitivo tylko te dni... ale kiedy wtedy... powrócę na tę wydeptaną ścieżkę, która opowiada historię życia.
A teraz tekst, który został napisany 03 grudnia 2019 roku, dwa i pół miesiąca po naszym powrocie do domu...
Dajemy Ci relację z pierwszej ręki o tym, jak się przenieśliśmy 779 kilometrów wzdłuż objętego patronatem UNESCO szlaku Drogi św. Jakuba od Saint Jean Pied Porta we Francji do Santiago de Compostela w Hiszpanii.
Camino to coś wyjątkowego. W ramach kampanii Stwardnienie rozsiane chodzić po Camino Stowarzyszenia pacjentów ze stwardnieniem rozsianym Drużyna MS Chorwacji Przeszłam go z moją chorą koleżanką Verą i moim środkowym synem Dorianem, który na Camino świętował swoje 16 urodziny. Szliśmy pod hasłem Każdy krok liczy się symbolicznie dla wszystkich pacjentów ze stwardnieniem rozsianym. Przejechaliśmy 779 kilometrów. Wyjechaliśmy z Saint Jean Pied de Port 21 sierpnia i dotarliśmy do Santiago 20 września.
Wszyscy mnie pytają, dlaczego do tej pory nie napisałam nic o Camino.
To po prostu nie był czas. Camino ma przedłużoną akcję. Dziś myślę o nim zupełnie inaczej niż zaraz po powrocie z wyjazdu. Myślę, że zajęło mi trochę czasu, żeby to zrozumieć.
Camino lub Droga Świętego Jakuba ma 779 kilometrów długości od portu Saint Jean Pied we Francji do Santiago w Hiszpanii
Nie zdawałem sobie sprawy nawet podczas podróży, po prostu nie byłem świadomy.
Dlaczego trudno mi pisać o Camino, choć wiem, że wszyscy tego ode mnie oczekują?
Bo Camino to droga, która jest mocna intymne i osobiste przeżycie. Coś, czym nie możesz i nie powinieneś się dzielić. Nie zrozumcie mnie źle, ale trudno jest komukolwiek opisać tę podróż. Jeśli jesteś zainteresowany Camino, powinieneś iść na Camino, po prostu idź, a tam wszystko zrozumiesz. Może nie od razu, może nawet nie po skończeniu, ale nadejdzie czas, kiedy wszystko zrozumiesz.
Zajęło mi to dużo czasu... za długo...
Camino nie chodzi, nie trenuje ani nie wędruje. Ukończ Camino nie jest sukcesem i dowodem sprawności fizycznej. Wszyscy pytali mnie o to samo - jak wytrzymałeś, czy było ciężko i ile modzeli miały twoje nogi?
Camino może chodzić każdy, kto tego chce, to nie kwestia kondycji, treningu i dobrego sprzętu. Po tygodniu marszu nogi pójdą same, organizm będzie gotowy do wyprawy i nie będziesz miał żadnych problemów. Jeśli dbasz o stopy i pielęgnujesz je dowolnymi preparatami na odciski oraz jeśli chodzisz w wygodnych dla Ciebie odkrytych butach, nie dostaniesz odcisków. I to cała mądrość dotycząca sprawności fizycznej.
Punkt zerowy i oficjalny koniec Camino przy latarni morskiej w Fenisterre nad Oceanem Atlantyckim.
Ale Camino to nie kwestia sprawności fizycznej. To camino pokarm dla duszy. Camino to walka z samym sobą i wewnętrzne zamieszanie. Walcz ze swoim wielkim ja. Camino to ścieżka wymagająca psychicznie. Musisz się na to przygotować, a to jest coś, na co nie możesz się przygotować. Tym razem rozbije Cię na najmniejsze cząsteczki. Dosłownie zdmuchnie ci to z głowy. Rozbić na atomy.
I nie ma znaczenia, czy idziesz w spokoju, sam czy w towarzystwie, czy wokół ciebie jest głośno, czy jesteś sam. Nie możesz od tego uciec. Bo nie możesz uciec od siebie. Na Camino największym problemem jesteś ty sam. Nie możesz uciec od siebie na drodze. O swoich lękach, obawach, pragnieniach, marzeniach, nadziejach, błędach, sukcesach, wadach, zaletach. Tam trzeba rozmawiać ze sobą iz Bogiem, którego istnienia po drodze nie można ignorować iw ogóle nie wątpić, że jest tam z tobą. Będziesz spierać się ze sobą i z Bogiem. A jednocześnie spokój. Śmiej się, ale też płacz. A wszystko wydarzy się podczas spaceru, zgubienia się, szukania noclegu, poznawania innych ludzi, liczenia kilometrów, podziwiania przyrody i czasem zapierających dech w piersiach krajobrazów, a czasem zwykłych cuchnących uliczek miast lub szpetnych wiosek.
Camino nie jest turystyką ani klasyczną pielgrzymką droga jak żadna inna. Wyjątkowy, wyjątkowy, cudowny jak nic innego i nie mogę z niczym porównać tego wyjazdu. Camino to Camino, drogę dla siebie i do siebie.
I dlatego nie pisałem o moim Camino. Nie jestem na to gotowy. Nie wiem, kiedy będę.
Przeszłam Camino z moją chorą przyjaciółką Verą i szesnastoletnim synem Dorianem.
Nawet dzisiaj, dwa miesiące po naszym powrocie, wszystko powoli zaczyna się układać. Dziś dopiero zaczynam doceniać każdą kroplę potu, każdą walkę i każdy kilometr. A nie były łatwe. Walczyłem i opierałem się wszystkiemu przez pierwsze 20 dni. Policzyłem kilometry, szedłem dalej i szedłem, szedłem, szedłem.... Martwiąc się o mojego syna ze mną i pozostałą dwójką w domu, obwiniałeś fakt, że w pierwszej kolejności odszedłem. Liczyłem dni i kilometry, liczyłem kroki i ścieżki, ścieżki i drogi. Wysokości, stoki, noclegi, restauracje.
W ostatnich dwóch tygodniach zacząłem zdawać sobie sprawę, że zbliża się koniec i wtedy przestałem liczyć kilometry. Potem policzyłam ludzi, których spotkałam. Doświadczenia, które czegoś mnie nauczyły. Chłonąłem ujęcia, które chcę zachować w pamięci na zawsze.
Kiedy wróciłem, byłem pewien, że jedno Camino wystarczy i że nigdy więcej nie będę musiał jechać.
Dziś myślę, że bym to zrobił bardziej niż cokolwiek innego chciał znowu wyjechać.
Fenisterre czyli koniec świata znajduje się 830 kilometrów od początku trasy francuskiej
I to jest Camino... i ten tekst zrozumie tylko ci, którzy byli w drodze. Po części także ci, którzy chcą na to pojechać.
Często ponownie przeglądam zdjęcia z naszej Camin. Jakoś każdego dnia częściej. A teraz rozumiem, że moja Valerie, kiedy mówiła w imieniu swojego ojca, jak w późniejszych latach swojego życia mówił tylko o Caminie. Pamiętał go tylko w każdej chwili i każdym kamieniu.
To Camino.
Nie do opisania.
postscriptum
Rodzina Camino, ludzie, których spotkaliście i poznaliście po drodze, jakoś zajmują ważne miejsce w Waszych sercach. Nawet jeśli byli w twoim życiu tylko przez kilka dni, tydzień lub w najlepszym razie miesiąc.
A nasz wjazd do Santiago transmitowaliśmy po 30 dniach na facebookowej grupie MS walk on Camino i obejrzało go prawie 10.000 XNUMX osób. Nasza misja została wykonana. I załzawione oczy...